Z historią opowiedzianą w „Balzaku i chińskiej krawcównie” spotkałam się jako szczyl, zupełnie przypadkiem, gdy szacowne grono pedagogiczne, nie wiedzieć czemu, może w ramach eksperymentu na zwierzętach, postanowiło wysłać grupkę pryszczatych nastolatków do kina akurat na ten film. Z perspektywy czasu ośmielam się twierdzić, że produkcja ta, choć dość przyjemna w odbiorze i momentami zachwycająca nawet dla niewyżytych licealistów (najlepszym dowodem na wrażenie jakie film pozostawia jest fakt, że przeszło 15 lat później dość dobrze go pamiętam, a zazwyczaj mam sklerozę), porusza jednak kwestie zbyt poważne by młody żółtodziób ogarnął je swym małym rozumkiem.
Co prawda fabularnie i językowo historia jest dość prosta: to opowieść o dojrzewaniu uczuciowym dwóch nastolatków skazanych na reedukację w czasie rewolucji kulturalnej w CHRL. Autor troskliwie prowadzi czytelnika za rączkę, wyjaśniając też pobieżnie, czym ówczesne czasy były i skąd wzięły się problemy bohaterów. Na tym poziomie historia jest prosta. Trudniejszą częścią jest zrozumienie motywacji bohaterów (zwłaszcza tytułowej krawcówny), które nie są przedstawione w tekście wprost, a wyczytanie ich między wierszami, wyłuszczenie subtelności, wymaga już trochę wysiłku.
Z niekłamaną przyjemności wróciłam po latach do książkowej wersji, odnajdując w niej, w przeciwieństwie do młodzieńczego, powierzchownego zauroczenia zaskakująco (jak na tak prostą historię) głębokie przesłanie.
Dai Sijie „Balzac i chińska krawcówna”, przeł. Maria Braunstein, MUZA, Warszawa, 2001