literatura amerykańska

Znowu Lisa. „Miłość Peonii”

milosc peoniiZ każdą kolejną przeczytaną książką Lisy See rośnie moje zaskoczenie.  Nie dziwi mnie już wcale fakt, że w gatunku tych czysto rozrywkowych to świetne książki. Gdyby takimi nie były, autorka nie cieszyłaby się przecież takim powodzeniem*. Jednakże bogactwo informacji na temat kultury i historii Chin, refleksje na temat losu tamtejszych kobiet, ukryte pod płaszczykiem łzawej romansowej fabuły, wzbudzają szacunek. Trzeba tylko mieć wystarczająco dobrych chęci, by zobaczyć w tej książce coś więcej niż sercowe perypetie nastoletniej kozy.

Tytuł powieści jest zwodniczy. Już z „Kwiatu śniegu i sekretnego wachlarza” podśmiewałam się szyderczo, gdyż z powodzeniem może służyć jako odstraszacz wrogów literatury kobiecej, a występujący tu czasem gościnnie Hieronim Truchło ujrzawszy ten tytuł odwrócił się na pięcie i uciekł. Cóż więc mogę rzec o czymś co nosi tak sugestywny tytuł jak „Miłość Peonii” ? Jednakże uznając powieść za zwykły romans, nie można się bardziej mylić. Czytaj dalej „Znowu Lisa. „Miłość Peonii””

literatura amerykańska

Lisa See „Kwiat Śniegu i sekretny wachlarz”

kwiat-sniegu-i-sekretny-wachlarzMówi się, że mężczyźni mają żelazne serca, natomiast serca kobiet zrobione są z wody. Bardzo dobrze widać to na przykładzie pisma mężczyzn i kobiet. Męskie pismo składa się z ponad pięćdziesięciu tysięcy znaków – każdy z nich jest inny, każdy pełen głębokich znaczeń i niuansów. Nu shu ma mniej więcej sześćset znaków, którymi posługujemy się fonetycznie, jak dzieci, budując z nich koło dziesięciu tysięcy słów. Poznanie i zrozumienie pisma mężczyzn zajmuje całe życie, natomiast my uczymy się swojego jako dziewczynki i nadajemy wyrazom znaczenie w zależności od kontekstu. Mężczyźni piszą o zewnętrznym świecie literatury, rachunków i zbiorów, a kobiety o wewnętrznym świecie dzieci, codziennych zajęć i uczuć. Mężczyźni z domu Lu chlubili się płynną znajomością nu shu, jaką wykazywały się ich kobiety, a także ich biegłością w haftowaniu, chociaż te zdolności były akurat tak ważne dla przetrwania rodu jak pierdnięcie świni.*

O Lisie See już pisałam, aczkolwiek nie pamiętam czy zrzędziłam. Mam jakieś mętne przebłyski pamięci podpowiadające, że książka poprzednio czytana była dobra. I nic więcej. To zapewne znaczy też, że niespecjalnie bardzo się wtedy piekliłam, bo tego akurat bym nie zapomniała. Owszem, zrzędzenie i ciskanie obelgami to moja specjalność, ale staram się opierać moje utyskiwania na konkretnych zarzutach i to dobrze przemyślanych. Toteż fragmenty, które mnie zirytowały, zniesmaczyły bądź odrzuciły, głęboko zapadają w pamięć. Inaczej zaś jest z książką jedynie (i aż) dobrą w kategorii czysto rozrywkowej beletrystyki.

Czytaj dalej „Lisa See „Kwiat Śniegu i sekretny wachlarz””